Serwis www.piszewiersze.pl używa plików Cookies w celu ułatwienia korzystania z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Zablokowanie zapisywania plików cookies na urządzeniu końcowym lub ich usunięcie możliwe jest w po właściwym skonfigurowaniu ustawień przeglądarki internetowej. Niedokonanie zmian ustawień przeglądarki internetowej na ustawienia blokujące zapisywanie plików cookies jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na ich zapisywanie. Więcej informacji znajduje się w Regulaminie. Zamknij

Rejestracja konta

Login
E-mail
Hasło
Powtóz hasło

Ostatnio dodane wiersze

"Niekończące si...2023-12-09 19:26
Nataradźa2023-12-09 18:39
Kot zalotnik2023-12-09 17:48
Hvala :)2023-12-09 16:40
W pół słowa 2023-12-09 16:27
Jedno słowo2023-12-09 15:40
W mojej szufladzie2023-12-09 14:29
Niezgoda2023-12-09 14:28
Z cyklu O gajo...2023-12-09 13:14
Księżniczka2023-12-09 12:57
Urojenia grypowe2023-12-09 12:30
Wiosenny kwiat 2023-12-09 10:23
mEwa2023-12-09 10:20
Listy do Jezusa 12023-12-09 10:05
Takie tam....2023-12-09 10:02

więcej

Ostatnio dodane opowiadania

CIENIE I BLASKI rozdz. 152023-12-09 15:20
CIENIE I BLASKI rozdz. 142023-12-09 15:10
CIENIE I BLASKI rozdz. 132023-12-08 17:17
- Bóg nie istnieje.2023-12-08 13:44
O jakiej Ewangelii pis...2023-12-08 08:25

więcej

Najlepsze w tym miesiącu

Miłość i przyjaźń 2023-12-03 10:53:38160
Bez Ciebie...2023-12-01 12:24:31160
Miłość bez słów 2023-12-02 22:02:46140
Życie nie jest ...2023-12-02 11:41:50140
za lotem2023-12-03 01:07:15130
W serce patrz2023-12-05 11:39:12130
Planeta Marzeń 2023-12-02 02:02:34130
Idą Święta....2023-12-03 13:27:19120
Nie pytaj ...2023-12-03 17:23:40120
Z maleńkich dia...2023-12-01 20:16:11120

więcej

Człowiek za burtą (albo: Kapitan Bolbao na jachcie)

Mewy kołowały nad portem na sierpniowym niebie, a ich skrzek pobudzał mieszkańców Allacuster do bycia wdzięcznymi za dzieło stworzenia. Ptaki te z zaciekawieniem obserwowały poczynania dwunożnych istot na dole, które stały w rzędzie naprzeciw wielkiego czegoś, unoszącego się na powierzchni wody. Mewy bowiem nie znają się na jachtach. Trzeba jednakowoż uczciwie stwierdzić, że ludzie nie wiedzą również wszystkiego o mewach.
Zacumowana jednostka pływająca miała niebawem wyruszyć w rejs na zachód, ku wyspie Yellowreed Island, miejscu Wielkiego Turnieju Szachowego. Zakwalifikowanym do uczestnictwa w mistrzostwach zaoferowano darmowe bilety, co niektórzy postanowili wykorzystać do uprzedniego zaplanowania na wyspie przeróżnych spotkań biznesowych tudzież towarzyskich.
Nowoczesny jacht prezentował się niemalże luksusowo, choć nie każdy podziwiał ów transportowy wynalazek techniczny.
- To największa trumna, jaką widziałem – ocenił Ebenzer Ruffin, który, jak na grabarza przystało, na trumnach znał się jak nikt inny.
Henry Bolbao nie był zaskoczony uwagą staroświeckiego przyjaciela.
- Skąd twoje uprzedzenie do statków?
Ebenezer uniósł brwi w zaskoczeniu.
- Nie słyszałeś o Titanicu?
- Słyszałem, ale znacznie więcej osób umiera poruszając się pieszo, a mimo to jako ludzkość nie rezygnujemy z chodzenia. Poza tym, czy twoi przodkowie nie pływali czasem okrętami?
- Tak, od strony taty. Tato chciał nawet umrzeć w morzu, jak jego ojciec marynarz, ale na starość był dość niedołężny. Spacerował więc przy brzegu, w wodzie do kostek, oczekując śmierci, aż pewnego popołudnia dostał zawału serca. Padł twarzą w piasek, bo był wtedy odpływ.
- No widzisz, masz morze we krwi.
- Obym tylko nie miał krwi w morzu. Obecność grabarza i kapitana policji, choć co prawda w cywilu, w jednym miejscu przez dłuższy czas, niepomiernie zwiększa prawdopodobieństwo, że ktoś się przekręci. Tak to już jest z wami, policjantami, że gdzie nie pójdziecie, tam zaraz będzie trup. Założę się, że gdybyś płynął maleńką łódką z dwoma osobami, pierwsza okazałaby się ofiarą, a trzecia mordercą. Biorąc natomiast pod uwagę fakt, że to statek, możliwa jest śmierć nas wszystkich, wystarczy góra lodowa.
Bolbao pokręcił głową.
- Tu nie ma gór lodowych – powiedział.
- No to zwykła góra. Wzniesienie. Czy ten jacht posiada w ogóle górowy atest?
- Przypominam, przyjacielu, że ten rejs jest darmowy, a darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.
- Tak, a potem okazuje się, że w środku schowani są uzbrojeni Grecy.
Henry przerwał konwersację, gdyż zaaferowany był teraz logowaniem się do specjalnej aplikacji w celu okazania ochroniarzowi e-biletu. Bramkarz stał wyprostowany jak wykrzyknik, a głos miał niczym początkujący wokalista zespołu heavy-metalowego dzień po koncercie.
- Wszystko się zgadza. Sprawdzę teraz pański bagaż. Pański kolega boi się podróży?
Ruffin wyręczył kapitana w odpowiedzi:
- Pracuję jako grabarz, więc okręty to nie moja działka. Jestem bardzo lądowy. Wręcz dogłębnie. W kontekście statków wolałbym pozostać przy zmywaniu naczyń.
Następnie zajął się swoim smartfonem.
- ‘Nie jestem robotem’? Czy ktoś mnie próbuje obrazić?
- To taki system zabezpieczający – wyjaśnił Henry.
- Przed robotami? A może… może jest na odwrót. Może chodzi o tajne szukanie robotów wśród ludzi. Gdy ktoś kilkanaście razy pod rząd nie udowodni, że nie jest robotem, zostanie odesłany do ukrytego miejsca pełnego robotów celem dokonania werbunku do rozpętania buntu maszyn i przejęcia kontroli nad ludźmi. To może być wielki spisek.
Bramkarz dał znać, że Bolbao może wejść, ale ten wolał poczekać na swojego kolegę.
- Proszę tylko nie blokować kolejki.
- Zalogowałem się, ale nie mam tego obrazka z kreskami – obwieścił Ruffin. – Wyskakuje mi jakiś ‘eror’.
Bileter spojrzał w ekran.
- Muszę zeskanować kod kreskowy, takie są przepisy. Ale… ma pan swój przydzielony numer, więc może pan wypełnić formularz.
Ochroniarz sięgnął do podręcznego neseseru, i dłuższą chwilę grzebał w dokumentach. Ewidentnym było, że alternatywna forma okazywania wejściówki należała do rzadkości.
- Proszę.
- Nie ma pan długopisu?
- Niestety. Jest pan jedynym, który miał problem z aplikacją.
- Mamusia zawsze mówiła, że jestem wyjątkowy.
Nagle z tyłu kolejki wyłonił się młody okularnik z długopisem w ręce.
- Służę.
- Dziękuję. Nie… nie pisze.
Wśród osób z tyłu pojawiły się pierwsze oznaki zniecierpliwienia. Bramkarz postanowił kontynuować sprawdzanie e-biletów i bagaży kolejnych osób, zostawiając sprawę Ebenezera na później. Ten z kolei chuchał w końcówkę długopisu, bo kojarzył taką metodę jeszcze z czasów szkolnych, ale na kreślonej kartce wciąż nie było nic widać.
Elegancko ubrany mężczyzna, któremu właśnie bileter sprawdzał bagaż, wyjął z kieszeni zapalniczkę.
- Proszę mi dać długopis – powiedział.
Ruffin był podwójnie zdziwiony. Facet miał odstające uszy i metr osiemdziesiąt wzrostu. Nie to jednak zdumiało Ruffina, ale fakt, że nosił na dłoniach czarne skórzane rękawiczki. Trzymana w jednej z nich zapalniczka dodawała całej tej sytuacji zagadkowości, i Ebenezer przez chwilę nie wiedział, o co zapytać najpierw.
- Nosi pan rękawiczki w sierpniu?
- Nie wymieniłem jeszcze opon mózgowych na letnie – zażartował mężczyzna. – Mam fotodermatozę. Uczulenie na słońce. Ochraniam ręce, by nie dostać wysypki.
Ruffin podał mężczyźnie długopis, jak gdyby wypowiedź sprzed chwili wyjaśniała jego zamiary. Facet trzymał przez chwilę długopis w jednej ręce, a włączoną zapalniczkę tuż pod nim w drugiej, tak, by płomyk ogrzewał końcówkę długopisu.
- Znam tę metodę ze szkoły – oznajmił.
Musiał chodzić do szkoły specjalnej – pomyślał grabarz.
Nagle poszedł dym z plastiku.
- Przeholowałem! – zrecenzował mężczyzna, i począł machać przyrządem do pisania, aż ten niespodziewanie rozpadł się na kawałki. – Najmocniej przepraszam. Chciałem pomóc…
- W porządku, to zresztą nie był mój długopis.
- Tak czy siak, postawię panu później drinka.
Bileter dał znak mężczyźnie, by wszedł na pokład, i ten posłusznie to uczynił.
Bolbao kucnął przy resztkach długopisu, i spostrzegł, iż w środku nie ma atramentu.
- ‘Długopis fluorescencyjny’ – wyczytał z kawałka obudowy.
Ruffin spojrzał na biletera rozbawiony, i podał mu formularz.
- Ewentualnie może pan sprawdzić papiery w nocy.
Do sprawdzenia bagażu przyszła kolej na młodego okularnika.
- Przepraszam, to mój błąd. Nazywam się Malcolm Asperger i jestem początkującym wynalazcą.
- Zniszczyliśmy panu wynalazek?
- Nie szkodzi, mam w domu jeszcze sporo takich gadżetów. Niestety nie wszystkie działają, bo jestem bardziej początkującym niż wynalazcą.
Henry postanowił zalogować się na konto kolegi ze swojego telefonu, i metoda ta, bynajmniej nie znana z czasów szkolnych, jako jedyna podziałała.
Tuż przed postawieniem stopy na pokładzie, Ebenezer obejrzał się w stronę lądu.
- Żegnaj, ziemio. To może być moje ostatnie pożegnanie… W Niebie nie będzie pożegnań. Same powitania.

***

Wnętrze jachtu jawiło się jeszcze bardziej luksusowo aniżeli zewnętrze. W sali biesiadnej znajdował się bar i jadłodajnia, zaś pozbawione okien pomieszczenia sypialne uposażone były w sufitowe lampki, które świeciły cały czas, a zmieniał się jedynie poziom jasności, nocą przybierając ciepłą, przytłumioną i delikatną barwę. W programie rejsu przewidziane były różne atrakcje.
Zbliżał się wieczór, gdy Ruffin, po wypakowaniu niewielkiego bagażu w swojej kabinie, przemierzał pokład w poszukiwaniu rozmówcy. Prędko skonstatował, iż większość przebywała w sali biesiadnej, gdzie korzystała z rzadkiej okazji spożywania alkoholu w środku transportu.
Ebenezer co prawda przywykł do obecności wielu ludzi wokół, aczkolwiek nie tyczyło się to bynajmniej osób żywych. Czuł się zatem nieco zdezorientowany, mijając żywo konwersujące grupy.
Stojący samotnie starszy pan odezwał się doń:
- Azali przedsiębrana podróż niesłusznie jest apoteotyczna?
- Endszuldigumke, ja nie mówić po niemiecku.
Spośród stojącej dalej grupki młodzieńców zasłyszał:
- Już nie jestem hipsterem, bo to zbyt mainstreamowe.
Skonstatował przeto, że najwyraźniej przekrój pasażerów stanowił międzynarodowy tygiel. Zwrócił również uwagę na niemalże zupełny brak kobiet. Przypomniał sobie atoli cel rejsu, jakim były szachowe rozgrywki, a podług statystyk kobiety, choć przeciętnie są bardziej inteligentne od mężczyzn, wpośród ponadprzeciętnie inteligentnych ludzi składają się na zdecydowaną mniejszość. Ruffin nie ufał jednak statystykom, z bardzo prostego powodu, iż nigdy nie był o nic pytany w kontekście sondażu, i osobiście nie znał nikogo będącego kiedykolwiek w owym kontekście pytanym bądź badanym. Zdawał sobie sprawę z tego, jak wiele zależy od okoliczności. Przykładowo wedle statystyk w USA umiera około trzystu osób na godzinę, ale nie kiedy Bolbao jest w pobliżu.
Wtem pojrzenie grabarza spotkało się ze spojrzeniem mężczyzny z uczuleniem na słońce. Tym razem nie nosił już rękawiczek, a garnitur ustąpił miejsca hawajskiej koszuli. Ruffin przyglądał mu się przez chwilkę. Facet miał garbaty nos, i nie musiał robić dzióbka, by mu nie spadł ołówek. Stał obok baru z drinkiem w ręce, a drugą topił kostkę lodu za pomocą parasolki. Gdy tylko bryłka jęła się unosić, zadawał jej cios drewnianym patyczkiem, by znów wędrowała ku dnie.
- Brutalnie – ocenił Ebenezer.
- Ach, to z zamyślenia.
- Myśli pan o turnieju?
- Mówmy sobie na ty. Giuseppe Nomestrano. Tworzę gry wideo – przedstawił się.
- Ebenezer Ruffin. Zakopuję twórców gier wideo.
- Czyli mamy ze sobą coś wspólnego – zauważył interlokutor. – Nie uczestniczę w turnieju. Płyniemy na spotkanie z wydawcą. Płyniemy to znaczy ja i partner, nazywa się Cy O’Hara. Razem zarządzamy studiem Morders Three. Może grałeś w naszego erpega ‘Morogh’?
Ruffin pokręcił głową.
- Prawda jest niesamowita. Fikcja to tylko jej marne odbicie.
- Rozumiem, jesteś przyziemny.
- Bardzo. Jestem grabarzem. Szczerze powiedziawszy, gdyby nie namowa ze strony mojego przyjaciela, nie wszedłbym na statek. Wolę ląd, ziemię. Nie lubię podróżować.
- Ależ ziemia jest mniej ciekawa. Morze to przygoda. Różne tajemnicze rzeczy mogą znajdować się w morzu.
- Dużo cennych dla nas rzeczy znajduje się pod ziemią. Złoto, trufle, ciała naszych bliskich…
- Zawód grabarza cię nie nudzi?
- Nie. Cały mój żywot upływa w stanie nieprzerwanego zdziwienia.
- Doprawdy?
- Owszem. Budzę się rano i jestem zdziwiony. Dzisiaj na przykład rozmawiałem przez telefon z kuzynem, który trafił do szpitala, i dało mi to kolejny powód do bycia zdumionym. Dziwi mnie bowiem to, że składający się z około siedemdziesięciu procent wody ludzki organizm może się odwodnić. Jednakże nie jestem aż tak zdziwiony, jak moja siostrzenica. Ma zespół Downa, i dziwi się cały czas. Jak dobrze, że są ludzie upośledzeni umysłowo. Oni nadrabiają nasz brak zdziwienia, naszą nieuwagę na cudowność codzienności. Nikt inny tak nie docenia poniedziałków i wtorków, czy tego, że przebiega drogą pies.
- Nie myślałeś o zmianie zawodu na coś bardziej… żywego?
- Nie, choć z moim doświadczeniem mógłbym zostać aktorem. Tak dużo osób w ciągu mojego życia wyprowadziło mnie w pole, że idealnie zagrałbym farmera. Tak dużo ludzi wbiło mi nóż w plecy, że byłbym znakomitym jeżem. Tak wielu wystawiło mnie do wiatru, że mógłbym zagrać żagle. Tak dużo osób…
- Rozumiem, rozumiem.
- Ale zostanę w zawodzie, który mam. Jestem zadowolony, i moi klienci również są zadowoleni. Odkąd pracuję jako grabarz, nie otrzymałem jeszcze żadnej reklamacji.
Na horyzoncie sali pojawili się kapitan Bolbao i młody okularnik wynalazca. Temu drugiemu czips upadł na podłogę.
- Nadchodzi jesień szeleszczącymi krokami, lepiej jeść, co upadnie na ziemię, by wzmocnić swój układ immunologiczny – powiedział, podnosząc chrupkę. – Giuseppe, co powiesz na taki pomysł do waszej nowej gry? Żeby ją przejść, trzeba będzie podłączyć specjalny ciśnieniomierz do konsoli. W grze będzie przepaść, a przejdzie przez nią tylko osoba, która uwierzyła, że jest tam niewidzialny most. Gdy gracz pokieruje postacią w przepaść, i podniesie mu się tętno, to niewidzialnego mostu nie będzie, a jak mu się nie podniesie, to będzie.
Zatapiacz lodu zaśmiał się lekko.
- Nie zapłaciłbym za twoje wynalazki centa starej waluty.
Ruffin wziął młodzieńca w obronę:
- Może jego pomysł jest szalony, ale nie tak bardzo, jak tego szalonego naukowca z Yewland. Henry, jak on się nazywał? Jakoś na K. Ko…
- Kopytko, Koral, Konrad, Kolonosko…
- Konrad! Mawia się o niektórych, że wyglądają na takich, co nie skrzywdziliby muchy. Tamten wyglądał na takiego, co torturowałby owada przez trzy dni.
- To ten z pięcioma porwanymi ludźmi podłączonymi do aparatury? – wtrącił Nomestrano.
- Tak. Odkrył, że jak zwiększy ilość krwi w organizmie, to zwiększy mu się inteligencja i zwinność za sprawą dotlenienia organizmu tlenem w krwinkach. Nie wiedział jednak, że tlen postarza organizm, więc umarł ze starości.
Mężczyźni prowadzili ze sobą luźne rozmowy na przeróżne tematy, a Giuseppe, zgodnie z zapowiedzią sprzed wejścia na pokład, postawił Ruffinowi drinka. Asperger wspomniał o zaplanowanym na jutrzejsze południe występie typu stand-up.
- Przyjdźcie. Wszyscy tu będą.
Uwaga ta okazała się asumptem do opowiadania sobie najzabawniejszych dowcipów. Tak upłynął wieczór.


***

Następny dzień przyniósł mniej mew, za to więcej słońca. Jacht poruszał się całkiem szybko na otwartym morzu, zostawiając za sobą szeroki ślad zwany kilwaterem.
W wypełnionej ludźmi sali biesiadnej odbywał się właśnie zapowiedziany występ stand-upera. Kiedy komik miał zdradzić, co krzyczy pokemon na widok bufetu, z zewnątrz wleciał skowyt alarmu.
- Proszę nie panikować. Sprawdzę, co się stało – oznajmił jeden z członków załogi, i wyszedł na zewnątrz.
Kilka osób, w tym Ruffin i Bolbao, ruszyli za nim. Spostrzeżenie, iż okręt znacznie zwolnił, dało mężczyznom do zrozumienia, że na sygnał alarmowy natychmiast zareagował kapitan statku. Wycie dochodziło z lewej burty, a konkretnie z urządzenia o kształcie megafonu, i spoglądając w tamtą stronę, grupa zauważyła dwóch mężczyzn – znajomego strażnika, który odwiązywał właśnie szalupę ratunkową, oraz Giuseppe Nomestrano stojącego przy nim.
Asperger wyjrzał za barierkę.
- Człowiek za burtą!
W niewielkiej odległości od jachtu na wodzie unosiło się ciało młodego mężczyzny.
- Chyba stracił przytomność, bo się nie rusza!
Szalupa ratunkowa, wypełniona dwoma członkami załogi, wkrótce popłynęła w stronę owego człowieka.
Reszta grupy podeszła do Nomestrano.
- To mój współpracownik, Cy O’Hara – wyjaśnił.
- Wiesz, jak to się stało? – spytał Henry.
- Szliśmy do sali biesiadnej, ale zakręciło mu się w głowie. Miał niedawno operację, wstawiono mu tytanową płytkę do głowy, więc w jego przypadku to nie przelewki. Odprowadziłem go do jego pokoju, a potem poszedłem do swojego, żeby pokremować sobie ręce – tu zerknął na swoje, pozbawione dzisiaj rękawiczek, dłonie. – Skorzystałem też z łazienki. Wtedy pomyślałem, że lepiej sprawdzę, czy u kolegi wszystko gra, ale nie było go w jego kabinie. Skonstatowałem, że poszedł do sali biesiadnej, ale tam też go nie znalazłem. Zacząłem więc obchodzić statek, aż ujrzałem go w oddali, jak chodził przy relingu z telefonem uniesionym w górze. Może szukał zasięgu? Nagle jego smartfon upadł za barierkę, na ten fragment pokładu za relingiem. Cy próbował po niego sięgnąć, wychylił się, i nagle wypadł za balustradę, uderzając głową o część pokładu, i spadł do wody razem z telefonem. Jako że stałem tam… – Giuseppe wskazał ręką drugi koniec lewej burty – …przy wajsze alarmowej, pociągnąłem za nią. Potem przybiegłem tutaj, by odwiązać szalupę, ale nie mogłem sobie poradzić, a nie miałem przy sobie niczego ostrego. Wyciągałem zapalniczkę, by przepalić linę, ale wtedy podszedł ochroniarz. Po chwili pojawiliście się wy.
Wspomniana szalupa ratunkowa docierała właśnie do jachtu. Dwaj członkowie załogi jęli wyciągać O’Harę na pokład.
- Przykro nam, ale pański przyjaciel nie żyje – zakomunikował jeden z nich.
Następstwem była seria wyrazów kondolencji w stronę Nomestrano.

Ebenezer patrzył w morze, w stronę przeciwną do kierunku podróży, a jego wzrok wyrażał tęsknotę za lądem. Kapitan Bolbao pokazał odznakę ochroniarzowi, i zadawał kilka pytań. Po chwili dołączył do grabarza.
- Tylko proszę cię, nie mów ‘a nie mówiłem’ – rzucił na początek.
- Już nie muszę, powiedziałeś to za mnie.
- Zwróciłeś uwagę na sznurowadła O’Hary?
Ruffin wyraził zaskoczenie takim pytaniem.
- Nie. Dlaczego miałbym się nimi interesować?
- Jego prawy but ma sznurówki zawiązane na kokardkę, a lewy na tak zwany węzeł chirurgiczny – objaśnił Bolbao.
- Mój umysł nielot nie dostrzega w tym nic nadzwyczajnego, ot kolejne dziwactwo młodych ludzi – odparł grabarz.
- Kto normalny wiąże jednego buta inaczej, a drugiego inaczej? – rzucił w eter pytanie kapitan.
- Nie mówiłem o ludziach normalnych, tylko młodych – powiedział Ebenezer, choć niełatwo było mu się nie zgodzić z kolegą.
- Ponadto dziwne jest to, że choć pokój O’Hary znajdował się w północnej części jachtu, Nomestrano znalazł go na burcie południowej. Zupełnie jakby O’Hara unikał kolegi, któremu promienie słoneczne mogą zaszkodzić.
Henry pogładził się po brodzie w zamyśleniu; Ruffin również chciał to zrobić, ale przypomniało mu się, że nie ma brody.
- Jeżeli byłoby to morderstwo… winny mógłby być tylko jeden. Giuseppe. W sumie od początku wydawał mi się podejrzany. To jego torturowanie kostki lodu… Nie lubię go.
- Ebenezerze, odnoszę niekiedy wrażenie, że ty w ogóle nie lubisz ludzi.
Ruffin na te słowa się żachnął.
- Ależ lubię!
- Na przykład kogo?
- Na przykład łysych. Są konkretni, bezpośredni, otwarci na rzeczywistość. Nie mają nic do ukrycia, nie mają wielu rzeczy na głowie, więc zawsze znajdą czas... lubię otyłych, bo jest ich więcej, niżbym sobie zażyczył, i wypełniają całą przestrzeń swoją ciepłą obecnością. Lubię ludzi bez nóg. Nie spieszą się, zawsze mają czas dla innych. Lubię małych. Zauważają rzeczy, na które nikt inny nie zwraca uwagi. Gdyby tak spotkać łysego, grubego, niskiego człowieka na wózku, warto nie stracić szansy, bo to prawie ideał – podsumował grabarz.
Bolbao wrócił do tematu przewodniego.
- Gdybyśmy wiedzieli, jak wiąże buty Nomestrano, i jak wiązał swoje O’Hara, to mielibyśmy może jakąś poszlakę. Niestety, nosi buty na rzep.
Mężczyźni ruszyli wzdłuż relingu. Nagle Ruffin wyciągnął swój krzywy palec.
- Plamka krwi. Tutaj musiał uderzyć głową Cy O’Nara. Prawie drugi koniec burty. Nomestrano nie byłby w stanie po zepchnięciu ofiary pobiec do wajchy na drugim końcu burty, a potem wrócić i podbiec do szalupy w tak szybkim tempie, bo jacht płynął dość prędko, a ciało wyłowione zostało blisko. Tymczasem ochroniarz przybył szybko na miejsce.
- Masz rację, przyjacielu. Chodź, obejrzymy tę wajchę.
Dopiero przemierzając burtę z jednego końca na drugi, panowie poczuli, jak długi jest to jacht. W Henrym wywołało to podziw, w Ruffinie strach, bo zbliżało to okręt do Titanica.
- Wajcha jak wajcha – powiedział Ruffin.
Na czymś, co można byłoby nazwać stołem, gdyby stołem było, a co przypominało raczej konsoletę, widniała mapa okrętu wraz z legendą, a obok przytwierdzony był plastikowy uchwyt, jaki można było obrócić o sto osiemdziesiąt stopni celem włączenia alarmu.
- Silny magnes odpada. Pociągnięcie zdalne liną z hakiem również. Zbyt daleko – powiedział Ruffin. – Nie żebym to rozważał…
Obaj usłyszeli za sobą kroki. Był to ochroniarz.
- Kapitanie Bolbao, upatrzyłem w oddali coś odbijającego słońce, pomyślałem, że może to być coś, co należało do pana O’Hary. Popłynąłem więc szalupą, i wyłowiłem. To smartfon.
- Sprawny?
- Tak, ale zablokowany.

***

Kabina do niedawna należąca do O’Hary wyglądała jak wszystkie inne, a różniła się jedynie rzeczami, jakie pasażer zabrał ze sobą na pokład jachtu.
- Nie widzę, by coś zaginęło – ocenił towarzyszący Henry’emu i Ruffinowi Giuseppe.
Nomestrano stwierdził, że będzie kontynuował podróż, gdyż tak życzyłby sobie jego zmarły kolega, z którym razem tworzyli gry.
- Grywał w baseball? – zapytał Ruffin w kontekście opartego o szafkę kija.
- Nie, ale jego ojciec grał. Ta pamiątka po nim miała go motywować do działania. Był do tego kija mocno przywiązany, zabierał go ze sobą w każdą podróż, i nigdy nie pozwalał go nikomu dotknąć. Również mnie. Zachowywałem to polecenie jako jedną z zasad naszej przyjaźni. On nie dotykał sprawy mojego zerwania zaręczyn z pewną damą, a ja nie dotykałem jego bejsbolowego kija. Wiecie co, jak tak teraz myślę… ta tytanowa płytka… ona mogła spowodować te jego zawroty głowy. Może przez to zachowywał się tak, jak się zachowywał, stracił orientację, i chciał zadzwonić po pomoc.
Bolbao i Ruffin milczeli.

Z powodu śmierci jednego z pasażerów, rejs został wtrzymany. Dopiero po przybyciu łodzi patrolowej z policjantami z Allacuster, zbadaniu przez nich sprawy, przesłuchaniu świadków, dokonaniu oględzin ciała i tegoż zabraniu, kontynuowano podróż. Rzeczy z pokoju O’Hary zostawiono, ponieważ nie miał żadnej bliskiej rodziny.
Jak poinformowano kapitana Bolbao, Cy O’Hara zmarł w wyniku naruszenia mózgu przez tytanową płytkę, którą spowodowało silne uderzenie w coś głową. Na relingu, w miejscu wskazanym przez Nomestrano, gdzie widoczna była plamka krwi, znaleziono odciski palców O’Hary, a ów krew należała do niego. Za radą Bolbao, funkcjonariusze z Allacuster sprawdzili również odciski palców na wajsze oraz kiju bejsbolowym. Na wajsze znaleziono odciski palców Nomestrano, zaś kij nie posiadał odcisków należących do kogokolwiek innego niż jego były właściciel. Po złamaniu blokady telefonu przez policję, okazało się, iż nieboszczyk nie dzwonił ani nie esemesował do nikogo w ciągu ostatnich kilku dni.
Stróże prawa z Allacuster stwierdzili, że był to wypadek, i sprawa zdawała się być zamknięta. Henry jednak wciąż myślał o towarzyszących jej dziwnych okolicznościach. Myśl, że jednemu ze współpasażerów kapitana policji morderstwo mogłoby ujść na sucho, nie dałaby mu spać po nocach, a tym bardziej utrudniałaby mu skupienie podczas rozgrywek szachowych. Taki już był Henry Bolbao.
Podczas dzielenia się przemyśleniami z Ruffinem, zawibrował mu telefon. Dzwoniła Eve Dowsey, policyjna informatyk z Casseroles.
- Kapitanie, sprawdziłam, o co pytałeś. Wybacz, że brzmię nieswojo, ale mam zapalenie zatok. Palą mnie, jakby to były zatoki meksykańskie.
- Czyli nie tylko ja mam egzotyczne wakacje. Co udało ci się wywiedzieć?
- W 2009 roku programista Jesper Morgan założył studio Morders One. Dołączyli do niego Giuseppe Nomestrano i Cy O’Hara, tworząc razem gry komputerowe. Dość prędko osiągnęli sukces, mieli też coraz więcej członków. W końcu Jesper Morgan dowiedział się, że ma raka. Postanowił, że sporządzi umowę, wedle której zarząd nad studiem po jego śmierci obejmą jego dwaj koledzy, to jest Nomestrano i O’Hara, i będą obaj na równi pełnić funkcje CEO. Studio zmieniło wtedy nazwę na Morders Three, od trzech jego zarządców. Morgan zmarł w 2015 roku, ale nazwa została, ku jego pamięci. Z tego, co udało mi się ustalić, firma ostatnio nie ma się najlepiej, bo sporo zainwestowała w nowe technologie, które okazały się fiaskiem. Finansowała eksperymenty niejakiego Malcolma Aspergera. Z informacji na ich stronie internetowej wynika, że Giuseppe Nomestrano zajmuje się grafiką, programowaniem i level designem, a O’Hara… najwyraźniej zajmował się tam wyłącznie wydawaniem pieniędzy studia.
- Dzięki, Eve, to mi się przyda.
- Do usług, kapitanie. Pozdrów ode mnie delfiny.
Bolbao pogładził się po brodzie.
- Kiedy rozmawialiśmy przy barze, Nomestrano powiedział, że za wynalazki Aspergera nie zapłaciłby ani centa.
- Starej waluty – uzupełnił grabarz.
- Widocznie finansowanie eksperymentów działo się z inicjatywy O’Hary, a wbrew życzeniom Giuseppe. O’Hara wpędził studio w kłopoty finansowe, poza tym niewiele robił, a na mocy umowy zarabiał tyle samo, co Nomestrano. Ten drugi miał zatem motyw.
Ruffin milczał.
- O czym myślisz? – spytał Henry.
- O butach Malcolma Aspergera. Ciekawe jak je wiąże.

***

Młody okularnik siedział w kabinie naprzeciw policjanta i grabarza.
- Nomestrano często drwił z moich pomysłów, zresztą z pomysłów O’Hary także – opowiadał. – Aczkolwiek moje gadżety nie dotyczyły wyłącznie gier. Wynalazłem na przykład ognioodporne zapałki, wodę w proszku…
- Wodę w proszku? Jak to działa? – wyraził szczere zainteresowanie Ruffin.
- Zalewa się proszek wodą, i jest więcej wody. A propos, opracowałem także parasol dla spragnionych. Wyposażony jest w filtr zamieniający deszczówkę na wodę zdatną do picia, jaka napełnia mały zbiorniczek przytwierdzony do rączki.
- A wynalazłeś może przyciągacz wajch? – zapytał Ebenezer, i mrugnął porozumiewawczo do kapitana.
- Nie… ale wynalazłem ‘magnes’ na smartfony. Jest tylko jeden problem: nie działa. W zamiarze miał przyciągać do siebie oddalony telefon, ale tylko, gdy ten ma włączony Bluetooth. Chodziło o wykorzystanie fal. Zresztą pokażę wam. Możecie sobie zabrać ten szmelc na pamiątkę.
Malcolm pogrzebał w plecaku, i wyjął dziwaczne urządzenie w kolorze czerwonego śledzia.
Bolbao pokręcił głową na znak, że nie chce tego ‘prezentu’. Z kolei nieorientujący się w technologii Ruffin wystrzelił:
- Czy istnieją wajchy z Bluetooth?
Bolbao pokręcił głową po raz drugi. Przypomniał też, że w telefonie wyłowionym z wody Bluetooth był wyłączony.

***

O poranku dnia następnego stosunek liczby mew do mocy, z jaką świeciło słońce, był zdecydowanie nieproporcjonalny, z przewagą po stronie słońca.
Zamyślony Bolbao postanowił zasiąść przy barze obok Nomestrano, który właśnie zamawiał drinka.
- Z dwoma kostkami lodu – polecił barmanowi. – Zazwyczaj piję z jedną, ale dzisiaj wypiję z dwoma. Za O’Harę. To mój sposób przeżywania żałoby.
- Wkrótce dopłyniemy do celu – zauważył kapitan. – Policja zostawiła w kabinie należącej do O’Hary jego rzeczy. Powiedziano, że nie ma bliskiej rodziny, więc możesz je zabrać.
- Tak zrobię – odpowiedział Giuseppe, sięgając ręką po drinka, jakiego barman przesuwał po blacie, a którego przez przypadek szturchnął wyjmujący telefon z kieszeni kapitan.
Zawartość szklanki rozlała się po blacie i, biorąc pod uwagę mokrą rękawiczkę Giuseppe, nie tylko po nim.
- Przepraszam, to moja wina. Zapłacę za drugiego – powiedział Bolbao.
Jego wzrok utkwiony był w oblaną alkoholem rękawiczkę. Pogładził się po brodzie.

***

Mewy, zaciekawione zbiorowiskiem ludzi przy relingu na południowej burcie, krążyły nad zatrzymanym jachtem. Wśród stojących osób wypatrzyły kilka ubranych w niebieskie mundury.
Asperger, Nomestrano, Ruffin, ochroniarz, kapitan statku, członkowie załogi oraz dwóch funkcjonariuszy policyjnych z Allacuster wpatrzeni byli natomiast w Henry’ego Bolbao. Ten tłumaczył motyw, jaki miał Giuseppe Nomestrano w zamordowaniu swojego współpracownika. Następnie przeszedł do okoliczności zajścia.
- Kiedy Nomestrano i O’Hara zmierzali na salę biesiadną, gdzie niemal wszyscy inni się znajdowali, ten drugi źle się poczuł. Miał zawroty głowy. Miał niedawno operację, podczas której wstawiono mu wewnątrz głowy tytanową płytkę. Nomestrano odprowadził go do jego kabiny, gdzie O’Hara postanowił położyć się na łóżku. Wtedy Giuseppe chwycił za kij bejsbolowy, i uderzył śmiertelnie O’Harę w głowę. Ofiara zdążyła zdjąć jednego buta, toteż morderca założył mu go z powrotem, odruchowo jednak wiążąc go po swojemu, to jest inaczej, aniżeli wiązał buty jego kolega. Jeśli na kiju bejsbolowym był ślad krwi, sprawca go usunął. Miał oczywiście na sobie rękawiczki, te, które nosi teraz, stąd też brak odcisków palców na narzędziu zbrodni.
Bolbao zrobił krótką przerwę. Nomestrano milczał. Kapitan kontynuował:
- Giuseppe Nomestrano to dość krzepki facet. Zataszczył ciało szczupłego O’Hary na drugi koniec statku, dokładnie w miejsce, w którym teraz stoję. To tu znajdowała się plamka krwi ofiary. Nie jest mi trudno wyobrazić sobie, jak Giuseppe przewiesił zwłoki przez reling, tak, by na wystający fragment pokładu spadła kropla krwi, bądź też tak je zrzucił, by głowa ofiary autentycznie uderzyła o pokład. Następnie wyrzucił do wody zabrany wcześniej telefon O’Ha…
Kapitanowi przerwało wycie alarmu. Wszyscy obejrzeli się w stronę, skąd dochodził. Przy konsolecie z wajchą nie było nikogo. Bolbao przyciągnął wzrok z powrotem na siebie:
- Właśnie. Zastanawiało mnie, dlaczego ciało O’Hary wpadło w wodę tutaj, przy południowej burcie, a nie przy północnej, gdzie znajdowała się jego kabina. Otóż odpowiedzią jest to, że tamta strona statku jest ocieniona, a ta przeciwnie: nasłoneczniona. W momencie morderstwa było południe, więc słońce dość mocno tutaj świeciło, tak jak właśnie teraz. Zastanawiacie się pewnie, kto włączył wyjący teraz alarm. Otóż zrobiłem to ja. Około dwudziestu minut temu. Pociągnąłem za wajchę, lecz nie przeciągnąłem ją na sam koniec, ale podstawiłem pod nią kostkę lodu. W dzień śmierci O’Hary było cieplej niż dzisiaj, dzięki czemu, oraz dzięki nasłonecznieniu, lód stopił się prawdopodobnie szybciej. Kluczowe pytanie brzmiało: jak Nomestrano mógł wyrzucić ciało na jednym końcu burty, a potem przebiec na drugi koniec, by pociągnąć za wajchę, i następnie wrócić, gdy O’Harę wyłowiono tak niedaleko od płynącego szybko okrętu? Odpowiedź: Nomestrano nie wyrzucił zwłok O’Hary przed włączeniem się alarmu, ale po. Gdy tylko lód się stopił i zabrzmiał sygnał, wyrzucił zwłoki, i podszedł do szalupy ratunkowej. Po chwili pojawił się strażnik, i odwiązał linę.
Nastała chwila ciszy. Nomestrano się uśmiechał.
- To pomysłowe, muszę przyznać. Jednak jak mi to udowodnisz?
Bolbao również się uśmiechnął, i skierował wzrok na kapitana statku.
- Czy wyłączył pan światło w kabinie, która należała do O’Hary, jak prosiłem?
- Zgadza się.
- Trzeba to zrobić z centrali, bo w pokojach nie ma wyłączników – wyjaśnił policjantom z Allacuster Henry. – Chodźmy tam zatem.
W drodze Bolbao rzucił jeszcze:
- Nawet jeśli na telefonie znajdowały się odciski palców Nomestrano, to woda morska je wypłukała.
Gdy byli już na miejscu, Henry otworzył drzwi do pomieszczenia. Wszyscy wchodzili po kolei.
Wnętrze wypełniała ciemność. Jedynie na dolnej części opartego o szafkę kija bejsbolowego widoczne były świetliste zielone ślady w kształcie zaciśniętych wokół pałki dłoni.
- ‘Długopis fluorescencyjny’ – przypomniał Aspergerowi kapitan Bolbao. – Ten gadżet z pewnością ci się udał.


Data dodania2023-10-26 12:54
KategoriaRóżne
AutorSprytus

O autorze Wszystkie opowiadania

Komentarze

(Komentarze mogą dodawać jedynie zalogowani użytkownicy)

Możliwe że większość zostanie wydana w formie książkowej. Jeśli tak się stanie, dam znać tutaj:

https://www.facebook.com/profile.php?id=61551895276935
Data dodania: 2023-10-30 11:17
Napewno poslucham. Dobre rozwiazanie. Jestem po operacji. obu oczu.
Data dodania: 2023-10-28 21:14
Dzieki, przegapilam. Dlugi. Czytalam czesciami, dlatego
Data dodania: 2023-10-28 21:09
Swoją drogą, to jest już szesnasta opowiastka z tego cyklu. Jeśli Ci się podobało, i chciałabyś poczytać więcej, tutaj znajdziesz w znacznie lepszej formie:

https://sprytus.home.blog/category/kapitan-bolbao/

A jeśli wolisz słuchać niż czytać, to tutaj:

https://www.youtube.com/playlist?list=PLaTqWFJUOaAqB7GRUkhdoqKT3jCZxxa3F
Data dodania: 2023-10-28 19:11
Jest to wyjaśnione w tekście:

\"- Grywał w baseball? – zapytał Ruffin w kontekście opartego o szafkę kija.
- Nie, ale jego ojciec grał. Ta pamiątka po nim miała go motywować do działania. Był do tego kija mocno przywiązany, zabierał go ze sobą w każdą podróż, i nigdy nie pozwalał go nikomu dotknąć. Również mnie. Zachowywałem to polecenie jako jedną z zasad naszej przyjaźni. On nie dotykał sprawy mojego zerwania zaręczyn z pewną damą, a ja nie dotykałem jego bejsbolowego kija. Wiecie co, jak tak teraz myślę… ta tytanowa płytka… ona mogła spowodować te jego zawroty głowy. Może przez to zachowywał się tak, jak się zachowywał, stracił orientację, i chciał zadzwonić po pomoc.
Bolbao i Ruffin milczeli.\"
Data dodania: 2023-10-28 19:09
1 z 2 Następna
Portal z poezją Pisze wiersze